sticky

  • szoping
  • deviantart

sobota, 13 marca 2021

Recenzja kredek Arteza! Fajne, czy nie ?

O tych kredkach dowiedziałam się przypadkowo od osoby, która bardzo chciała poznać moją opinię na ich temat. Moja ciekawość wzięła górę i zaczęłam szukać odpowiedniego zestawu dla siebie. Niestety trudno było mi znaleźć odpowiednią ilość kredek, ponieważ większość zestawów była już wykupiona, a same kredki strasznie się przede mną broniły - znalezienie zielonego napisu "w magazynie" przy produkcie graniczyło z cudem. Nie wiem dlaczego. Szukałam jednak i szukałam, aż znalazłam zestaw troszkę za duży jak dla mnie ( bo liczył sobie aż 48 kolorów ) ale uznałam, że jak jest to trzeba brać i nie marudzić bo za chwilę może nie być. Tak więc, kupiłam kredki, przetestowałam i dzisiaj, pijana ze zwycięstwa, dzielę się z Wami doświadczeniami i przemyśleniami. 

Opakowanie i zawartość

Opakowanie jest metalowe o wielkości 23 x 18,5 cm, a oprawa graficzna dosyć prosta, z przewagą czerni. Na moim opakowaniu pojawia się żółw, ale obraz widoczny na wieku może się zmieniać w zależności od zestawu kolorystycznego, a także tego czy wydanie jest nowe, czy stare.  
Opakowanie łączone zawiasami i choć nie lubię tego rozwiązania, tym razem czepiać się nie będę ponieważ zawartość kolorów jest pokaźna i po rozłożeniu opakowania, można sobie poukładać kredki na obu jego częściach.  
Opakowanie mieści 48 kolorów, które ułożone są na plastikowych czerwonych podstawkach. Czasem można spotkać czarne, ale mnie akurat trafiły się czerwone. 
Podstawki z kredkami ułożone są jedna na drugiej, jednak zamiast papierowego paska z uchwytami, które często są dostępne w takich zestawach, pojawiły się półokrągłe wgłębienia na brzegach. 



Takie rozwiązanie się u mnie nie sprawdziło, choćby dlatego, że nie byłam w stanie utrzymać śliskiego plastiku w dłoniach. Zwyczajnie wysuwał mi się z palców, a kiedy udało mi się na dłużej utrzymać podkładkę, jej ciężar oraz gibkość w końcu wygrywała i wypadała mi ona z rąk. W takiej sytuacji najlepiej podnieść podstawkę i dodatkowymi palcami chwycić ją od spodu. Wtedy temat jest do ogarnięcia. 
Oryginalne ułożenie kolorów jest dosyć dziwne, dlatego bardzo szybko kredki znalazły u mnie nieco inną kolejność. Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia pierwotnej wersji, ale znalazłam przykład na czarnych podstawkach. 
Kredki podzielone były na dwie grupy. W każdej z podstawek znajdował się inny odcień jednej grupy kolorystycznej. Nie ma to w sumie żadnego znaczenia, ale dla mnie trochę mało intuicyjne i zagmatwane. Chociaż z drugiej strony jakiś tam sens ma.

Na tylnej stronie opakowania znalazły się dodatkowe informacje, a wśród nich mamy kody QR, które przekierują nas na stronę bloga Artezy, gdzie można skorzystać z wielu różnych tutoriali lub pozwolą dołączyć do klubu i mieć 20 % zniżki na kolejne zakupy. Niestety te bonusy dla anglojęzycznych, a zniżka dotyczy oficjalnego sklepu Artezy. Tak więc, jeśli kupujemy kredki na polskim rynku, zniżka jest bezużyteczna. 
Na opakowaniu również znalazła się informacja, że kredki zostały zaprojektowane w Stanach, a wyprodukowane w Chinach. I tak oto naszym oczom ukazał się produkt Amerykańsko-Chiński. Ale chyba wszyscy wiemy jak to działa z tym "made in China" i dlatego też kredki Arteza wypadałoby uznać za własność firmy Amerykańskiej, czy nie? 

Kolorystyka

W związku z tym, że sporo rzeczy wypisałam na temat opakowania i zawartości, najwyższy czas przejść teraz do kolorystyki. Jak już wspominałam wcześniej, kolorów w opakowaniu jest 48 i są poukładane w mało intuicyjny dla mnie sposób. Dlatego ułożyłam kredki wedle własnego uznania. Na zdjęciu poniżej umieszczam podgląd kredek na podstawkach. Moje już nieco zużyte, ale wciąż wyglądają "soczyście".  


Ogólnie rzecz biorąc kolory prezentują się ładnie, wydają się być wyraźne i nasycone. Żeby potwierdzić te domysły poniżej wklejam wcześniej przygotowane próbki. 

Kolory są faktycznie ładne, nasycone i można dzięki nim stworzyć całkiem ciekawe dzieło, chociaż osobiście dla mnie 48 kolorów to trochę za dużo. W zupełności wystarcza mi od 24 do 36 kolorów. Najlepiej 36. Wtedy wiem, że zrobię wszystko.
To wcale nie znaczy, że nie cieszę się z tak dużego zestawu! Problem polega na tym, że korzystam z konkretnej gamy kolorystycznej ( do portretów ) i większej części kolorów po prostu nie zużywam. 

W porównaniu do Derwent Drawing biała Arteza wypada słabiej, ale na tle innych zestawów całkiem dobrze. Prawdopodobnie dlatego była często przeze mnie używana, w tradycyjny sposób, a nie jedynie do rozjaśniającego blendowania. Zresztą zdjęcie kolorystyczne zestawu, które wcześniej wstawiłam, pokazuje jak bardzo została przeze mnie zużyta.

Kolory kredek mniej więcej pasują do kolorystyki na opakowaniu. Napisałam "mniej więcej" ponieważ warto wziąć pod uwagę, że wydruk nie do końca jest w stanie odwzorować kolorów widocznych w naturze i wiele również zależy od ustawień w programie podczas przygotowania pliku do druku, już nie mówiąc o profilach drukarskich, które każda drukarnia posiada inne. 




Charakterystyka

Ogółem kredki wyglądają bardzo ładnie, a jeśli sądzicie że są oryginalnie naostrzone, to niestety muszę Was rozczarować. Producent informuje, że grafity są WSTĘPNIE naostrzone i z tym muszę się zgodzić. Po otwarciu opakowania wszystkie kredki wyglądały jakby coś, zdecydowanym cięciem, pozbawiło je szpicy. Do wglądu pozostawiam Wam filmik obok i ulotkę poniżej.
Tak więc, przed przystąpieniem do pracy musiałam naostrzyć wszystkie kredki, ponieważ nie lubię rysować stępionymi grafitami. 
Wizualnie wyglądają estetycznie. Każda posiada srebrne oznaczenie, w tym logo firmy, nazwę koloru oraz jego numerek. 


Niektóre z nazw kolorów były całkiem ciekawe. Moją uwagę przykuł szczególnie pewien "różowy makaron". 
Grafity wykonane są na bazie wosku. Są miękkie, ale nie za miękkie. Ponieważ mam mocniejszy docisk dłoni, dobrze mi się nimi pracowało i nie odczułam żadnych problemów w trakcie rysowania. Czasem wydawały mi się miększe niż w rzeczywistości. Samą twardość grafitu poleciłabym osobom o średnim lub mocniejszym docisku dłoni. Osoby, które preferują lżejsze rysowanie, mogą być nie do końca zadowolone, ale z pewnością sobie poradzą. Kredki Arteza to nie są twarde kredki. Po prostu nie należą do tych mega miękkich. 

Końcówki trzonów są ładnie zaokrąglone i lakierowane, a po całym procesie ostrzenia kredki wreszcie zaczęły wyglądać dla mnie funkcjonalnie. 





Praca z kredkami

Praca z kredkami jest bardzo przyjemna, choć trafił mi się jeden kolor ( szary ), który nie bardzo chciał pracować na warstwach. Jeśli posiadacie te kredki i macie podobny problem, dajcie znać. Być może i mam nadzieję, że jest to pojedynczy przypadek i po prostu źle trafiłam.  
Grafity prowadzą się gładko i jeśli dobierzemy papier o gładkiej powierzchni, uzyskamy na prawdę ładny efekt krycia. W dodatku nasycone kolory grafitów podniosą walor rysunku. 
Czasami, podczas rysowania, grafit zostawiał przebarwienia. Oczywiście uwaga ta dotyczy tylko jednej kredki, w kolorze cielistym. Każda inna działała prawidłowo. 
Nie przejęłam się tym zbytnio, bo kredka zachowywała się w ten sposób sporadycznie, a ja i tak zakryłam wszystko następnymi warstwami. 
Nie był to dla mnie jakiś duży mankament, ale wspominam o tym ponieważ uważam, że jest to rzecz istotna, którą powinnam Wam przekazać.
Kredki dobrze współpracują z warstwami. W formie testu nałożyłam pięć warstw, a każdą z nich z taką samą intensywnością kolorystyczną, czego normalnie się nie robi i w sposób, w jaki normalnie się nie rysuje. Powiedzmy, że posunęłam kredki Arteza do granic możliwości. W związku z tym, że są to kredki na bazie wosku, przy dużej intensywności nakładanego koloru grafity ślizgały się i delikatnie grudkowały, co jest zupełną normą w przypadku woskowych grafitów. Pomimo tego kolory i tak się pokryły, a ostatnia warstwa w kolorze czarnym ma ładny intensywny odcień. 
W związku z tym, że docelowa praca z kredkami wygląda nieco inaczej, w trakcie rysowania nie miałam podobnych problemów.
Sekret każdych grafitów polega na tym, że kolory nakładamy delikatnie. Dociskamy kolor wtedy, gdy trzeba zwiększyć jego intensywność w konkretnych miejscach. Dzięki temu nałożymy więcej warstw, zmieszamy więcej kolorów, a nasza praca będzie bogatsza kolorystycznie. 

Tak więc, kredki Arteza w pewnym sensie przeszły test warstw, choć tego typu rysowanie jest nie tylko dla nich, ale większości kredek niewłaściwe. Stąd też wiele osób narzeka na kredki woskowe twierdząc, że źle kryją. W mojej opinii kryją dobrze i problem może tkwić w zbyt intensywnym (ze zbyt dużą siłą ) nakładaniu kolorów. Gust i osobiste preferencje osoby rysującej to zupełnie inna kwestia, ponieważ jeśli ktoś nie lubi kredek na bazie wosku to ich nagle nie polubi. 

Ostrzenie

W przypadku ostrzenia tych kredek, nie mam zastrzeżeń. Kredki się nie łamały, dobrze ostrzyły, a jedyną problematyczną rzeczą były dla mnie fabrycznie nienaostrzone grafity. To przy pierwszym starciu trochę mnie zmęczyło, ale jest to do ogarnięcia. Wymaga tylko trochę cierpliwości, której mi często brakuje. 





Podsumowanie

Podsumowanie- kredki Arteza są fajne. Bo są, trzeba tylko mieć odpowiednie nastawienie do kredek woskowych, bo Arteza zaliczają się właśnie do tej grupy. Mają miękkie grafity, które gładko się rozprowadzają. Nieco grudkowały się podczas testu, ale w trakcie tradycyjnej pracy kryły równomiernie i gładko, a kolory były ładne i intensywne, niezależnie od warstwy. 
Biała kredka choć słabsza od Derwent Drawing, znalazła u mnie uznanie i została zużyta w ilości jakiej się nie spodziewałam. Przeważnie białe kredki z zestawu lądują u mnie na boku, a ich rola zawęża się jedynie do pracy doraźnej. W tym przypadku było inaczej i tak oto powstały chmury na rysunku, który widzicie obok. 
Czarna kredka bardzo miło mnie zaskoczyła. Ogólne uważam, że praca z kredkami Arteza może być bardzo przyjemna, pomimo tych kilku uwag wyżej wspomnianych. Jeżeli mam być szczera, pracowałam znacznie gorszymi kredkami i dlatego nie chce narzekać bo uważam, że byłoby to niestosowne biorąc pod uwagę efekty jakie udało mi się osiągnąć dzięki tym kredkom. 
Na pewno warto je wypróbować, a jeśli coś pójdzie nie tak, należy przymknąć oko i cieszyć się, że jesteśmy o jedno doświadczenie do przodu. Problem tylko w tym, że cena kredek za 48 kolorów nie jest mała. Obok 48, są również dostępne 72 i 120 kolorów, ale im większy zestaw tym wyższa cena. Swój zestaw kupiłam za 150 zł, a teraz jego cena wzrosła do 240 zł. Nie wiem co Wy na to ? Dla mnie problemu nie ma - jak nie te kredki, to inne. Cóż, zobaczymy jak to będzie, czas pokaże. To tyle ode mnie. Produkt podlinkowany. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

----