Cześć kochani! Dzisiejszy post poświęcony będzie pewnej małej rzeczy, która jest bardzo przydatna podczas używania farb akwarelowych. Już jakiś czas temu pisałam o tym notatkę, natomiast dzisiaj będzie to częściowo rewitalizacja poprzednich informacji, ale i recenzja płynu maskującego firmy Campus. Nie chcąc owijać w bawełnę i niepotrzebnie przedłużać, zacznę może od przytoczenia paru ogólnych informacji po to, by przybliżyć nieco temat tego produktu.
Parę słów o płynie maskującym
Do tej pory miałam przyjemność korzystać z płynu maskującego firmy Lefranc&Burgeois, który tak na prawdę był moim pierwszym płynem maskującym w życiu. Korzystałam również z produktu firmy Renesans. Oba płyny maskujące spełniały swoją rolę bardzo dobrze.
Gdybym miała w skrócie opisać przeznaczenie takiego płynu, powiedziałabym że jest to bardzo pomocna rzecz, przeznaczona tylko do technik wodnych, która strasznie śmierdzi i szybko wysycha. Pomaga zakryć powierzchnie, które powinny pozostać czyste i nie zamalowane akwarelą. Ułatwia pracę sprawiając, że wykonywanie dodatkowych efektów farbami wodnymi staje się o wiele prostsze i przyjemniejsze.
Gdybym miała w skrócie opisać przeznaczenie takiego płynu, powiedziałabym że jest to bardzo pomocna rzecz, przeznaczona tylko do technik wodnych, która strasznie śmierdzi i szybko wysycha. Pomaga zakryć powierzchnie, które powinny pozostać czyste i nie zamalowane akwarelą. Ułatwia pracę sprawiając, że wykonywanie dodatkowych efektów farbami wodnymi staje się o wiele prostsze i przyjemniejsze.
Za jego pomocą można uzyskać wiele ciekawych efektów:
- Można nakładać go bezpośrednio na papier.
- Można nakładać go na uprzednio pomalowaną powierzchnię, w celu zabezpieczenia jej przed kolejnymi warstwami koloru.
- Można nakładać go w sposób nakrapiany.
- Można nakładać go w sposób malowany.
- Można zabezpieczać nim pełną powierzchnię, jak również tylko krawędzie elementów kolorowanych.
Jak nakładać płyn maskujący ?
Jesteśmy w stanie wykorzystać do tego wiele przedmiotów, które uznamy za wygodne oraz precyzyjne. Osobiście najczęściej korzystam z pędzelka, a także zwykłej szczoteczki do zębów. Natomiast dopuszcza się użycie wszystkiego, co pomoże nam w pracy. Tak więc, do tej grupy można również zaliczyć patyczki różnego rodzaju, tak drewniane jak i plastikowe.
Sposób aplikowania jest prosty. Wymaga jednak odrobiny precyzji, ponieważ to jak nałożymy płyn przełoży się na późniejszą estetykę gotowej pracy. Jeżeli krawędzie pokryjemy równo, w ten sam sposób będą się one prezentować po ściągnięciu płynu maskującego.
Sposób nakładania jest prosty do zrozumienia i opanowania. Pędzelek, bądź inny przedmiot, maczamy w płynie maskującym, a następnie pokrywamy wybraną powierzchnię płynem. Zamiast powierzchni, mogą to być również krawędzie, co w przypadku bardzo dużych obszarów pozwala zaoszczędzić wiele czasu, a także i sporą ilość płynu.
W przypadku szczoteczki - maczamy ją w płynie i pryskamy nią wybrane powierzchnie, w sposób przedstawiony obok. Tą technikę można wykorzystać w celu uzyskania dodatkowych efektów.
Jak ściągać płyn maskujący ?
Płyn maskujący ściągamy nie inaczej, jak za pomocą gumki do mazania lub palca. Płyn jest bardzo elastyczny po wyschnięciu i schodzi z papieru bardzo łatwo.
Płyn ściągamy tylko wtedy, gdy papier będzie zupełnie suchy. W przeciwnym razie ściągniemy nie tylko farbę, ale i zniszczymy sobie kartkę, na której pracujemy.
Płyn ściągamy tylko wtedy, gdy papier będzie zupełnie suchy. W przeciwnym razie ściągniemy nie tylko farbę, ale i zniszczymy sobie kartkę, na której pracujemy.
UWAGA! To w jaki sposób płyn schodzi z papieru, zależy również od rodzaju papieru. Nie każdy papier dobrze z nim reaguje. Najpewniej sięgać po papier do akwareli, który nie wymaga napinania. Jest to papier o gramaturze 250 i więcej. Osobiście polecam Clairefontaine 300 g. Można go dostać w bloku A4, ale również na sztuki w sklepach plastycznych.
Wady płynu maskującego
Tradycyjny płyn maskujący ma wiele zalet, o których zdążyłam już wspomnieć wcześniej, ale są również i wady. Na podstawie doświadczenia z marką Lefranc&Burgeois oraz z marką Renesans, mogę śmiało powiedzieć, że standardowy płyn maskujący bardzo szybko schnie, ale nie tylko na papierze. Nawet w zamkniętym pojemniku potrafi bardzo szybko przeistoczyć się w masę stałą. Przy dużych odstępach czasowych, pomiędzy jednym a drugim użyciem ( dwa tygodnie lub więcej ), musiałam za każdym razem, do każdej nowej pracy, kupować nowy słoiczek, ponieważ gdy płyn maskujący zgęstnieje nie współgra dobrze z przyborami, co przekłada się potem na estetykę pracy. Jeżeli jednak korzystamy z niego często ( np. codziennie, co drugi dzień itp. ), zdążymy go zużyć zanim zgęstnieje.
Dodatkowo, dużym minusem jest paskudny zapach płynu, w postaci mieszanki uryny z innymi, przeróżnymi odorami świata. Z tego względu, podczas użytkowania potrafi dać się we znaki, zwłaszcza wrażliwym osobom.
Dodatkowo, dużym minusem jest paskudny zapach płynu, w postaci mieszanki uryny z innymi, przeróżnymi odorami świata. Z tego względu, podczas użytkowania potrafi dać się we znaki, zwłaszcza wrażliwym osobom.
Za każdym razem wyrzucałam takiego "zbuka" do kosza, bardzo podirytowana, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że znowu będę zmuszona biec do sklepu po nowy słoiczek płynu, którego prawdopodobnie znowu nie zdążę zużyć do końca.
Nie mam pojęcia dlaczego tak się działo. Spora ilość osób, z którymi rozmawiałam na ten temat, nie miało podobnych problemów. Więc albo miałam pecha, albo pani w sklepie plastycznym sprzedawała mi już przeterminowane płyny i po pierwszym otwarciu cała reszta była tylko kwestią czasu....
Dlaczego w ogóle o tym wszystkim wspominam? I dlaczego skupiam się głównie na wadach? Ponieważ płyn, o którym będę dzisiaj pisać zachowuje się nieco inaczej.
Płyn maskujący Campus - wygląd
Jakiś czas temu, całkiem przypadkowo, trafił w moje ręce płyn maskujący firmy Campus by Raphael.
W kwestii wyglądu i zawartości - mamy do dyspozycji plastikowy pojemniczek o pojemności 75 ml, z zakrętką. I już na pierwszy rzut oka widać, że płyn ten rożni się od pozostałych, przede wszystkim kolorem. Podczas gdy tradycyjne płyny maskujące posiadają zabarwienie białe, ten ma kolor jasnej mięty. Jednak co się z tym wiąże, powiem nieco później.
Konstrukcja pojemniczka jest przyjemna. Zakrętka okazała się praktyczna, ponieważ można ją otwierać na dwa różne sposoby. Pierwszym jest odetkanie jej wieczka, z czego korzystam bardzo rzadko.
Natomiast w drugim przypadku, całkowicie odkręcamy zakrętkę, co uważam za mega wygodne ze względu na możliwość bezpośredniego zanurzenia pędzelka w płynie. Opcję tą dodatkowo upraszcza szeroka średnica otworu pojemniczka.
W kwestii wyglądu i zawartości - mamy do dyspozycji plastikowy pojemniczek o pojemności 75 ml, z zakrętką. I już na pierwszy rzut oka widać, że płyn ten rożni się od pozostałych, przede wszystkim kolorem. Podczas gdy tradycyjne płyny maskujące posiadają zabarwienie białe, ten ma kolor jasnej mięty. Jednak co się z tym wiąże, powiem nieco później.
Konstrukcja pojemniczka jest przyjemna. Zakrętka okazała się praktyczna, ponieważ można ją otwierać na dwa różne sposoby. Pierwszym jest odetkanie jej wieczka, z czego korzystam bardzo rzadko.
Natomiast w drugim przypadku, całkowicie odkręcamy zakrętkę, co uważam za mega wygodne ze względu na możliwość bezpośredniego zanurzenia pędzelka w płynie. Opcję tą dodatkowo upraszcza szeroka średnica otworu pojemniczka.
Charakterystyka
Teraz pozwolę sobie wrócić do tematu zawartości, czyli samego płynu. Jak już wspominałam, kolor płynu Campus znacznie różni się od odcienia innych płynów maskujących. Ma on zabarwienie miętowe, bądź też pudrowo - miętowe. Odcień, który zapewne zrobiłby furorę w epoce rokoko, dzisiaj daje mi do zrozumienia, że w składzie znajduje się dodatkowy czynnik który sprawia, że płyn zyskuje wiele zalet. Naturalnie pojawiają się również wady, ale nie są one już tak znaczące. Ogólnie rzecz biorąc, to co bardzo przeszkadzało mi w tradycyjnym płynie maskującym, w przypadku płynu maskującego Campus ulega recesji. Naturalnie nie chcę wywołać zgorszenia w stylu: "ten płyn jest super, a pozostałe są złe". Chcę tylko przybliżyć różnicę pomiędzy tradycyjnym płynem maskującym, a tym o zabarwieniu miętowym. A wracając do tematu:
- Płyn Campus przede wszystkim przestał śmierdzieć. Po otwarciu przyjemnie pachnie świeżą miętą.
- Po otwarciu opakowania nie tężeje, co wydłuża jego żywotność. Produkt prezentowany na zdjęciach zakupiłam rok temu. Po pierwszym użyciu odstawiłam go na parę miesięcy, ze względu na przerwę w akwarelach. Miesiąc temu sięgnęłam ponownie, a jego konsystencja była taka, jak po zakupie - idealna. Wokół otworu zrobiło się parę grudek, ale były one niegroźne i tak małe, że aż śmieszne.
Byłam zdziwiona, jednocześnie mile zaskoczona, ponieważ w przypadku tradycyjnego płynu musiałabym pożegnać się z połową zawartości produktu.
Podsumowując - "mięta" zdała egzamin. Niestety spowodowała również, że czas schnięcia płynu na papierze znacznie się wydłużył. W przypadku nałożenia większej ilości, zmuszona jestem czekać nawet do 4 minut, co w przypadku tradycyjnych płynów zajmowało od 1 do 1,5 minuty.
Jestem osobą, która lubi szybkie działanie i szybki efekt. Dlatego też w tej kwestii, nie mogę dać wszystkich gwiazdek, choć tak na prawdę nie jest to aż tak wielki mankament. Zawsze przecież można wspomóc się suszarką lub w międzyczasie, zrobić sobie herbatę.
Praca z płynem
Praca z płynem jest przyjemna. Powołując się na "panią miętę" - nie śmierdzi, więc nakładanie staje się bardziej komfortowe. Konsystencja płynu jest idealna, gładko się aplikuje. Dotyczy to również procesu ściągania. W obu przypadkach, nie występują żadne problemy.
Po nałożeniu płyn zastyga w tej samej tonacji kolorystycznej, która w żaden sposób nie przekłada się na papier. Pomimo swojego koloru, nie barwi on papieru. ( Obok, płyn nałożony na papier, tuż po wyschnięciu )
Niestety w przypadku nakładania na świeżo wyschniętą farbę czasem ją rozpuszcza, barwiąc się jej kolorem. Jednak po wyschnięciu i ściągnięciu z kartki, nie ma po takim zabarwieniu śladu.
Za to zostaje ślad w postaci jasnej plamy tam, gdzie płyn został nałożony. Wygląda to tak, jakby wchłaniał on pigment wyschniętej farby.
Na zdjęciu obok - koszyczek z jabłkami. Środek delikatnie żółty, a wokół jasna obwódka - ślad po nałożonym płynie Campus. Niuans jest niewielki na zdjęciu, jednak na żywo, zwłaszcza na powierzchniach o ciemnych kolorach, trochę denerwuje. Przypuszczam, że duży wpływ na tego typu skutki uboczne może mieć sama farba i to jak dobrze zdążyła wyschnąć.
Mój tryb pracy z akwarelami jest jednak stale taki sam i dlatego jestem w stanie stwierdzić, że w przypadku tradycyjnego płynu maskującego, takich problemów nie miałam. No ale "coś za coś". Być może "miętowy" płyn wymaga innych okoliczności. I aby wszystko funkcjonowało, należy pozwolić farbie dokładnie wyschnąć. Choć, według mnie, farba była wystarczająco sucha, biorąc pod uwagę fakt, że często sięgam w tym celu po suszarkę. A być może "ten płyn" tak ma i należy się z tym pogodzić ? Istnieje również spora szansa, że jest to cecha indywidualna i w przypadku innych płynów, podobne problemy nie występują. Kwestię tą będę jeszcze badać. Nie jest to mój ostatni płyn maskujący w życiu, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że wreszcie prawda ujrzy światło dzienne.
Podsumowanie
Używam płynu maskującego Campus i pomimo tych paru niedogodności, jestem z niego zadowolona. Nadaje się do mojego trybu pracy z akwarelami, posiada przyjemny miętowy zapach i po pierwszym otwarciu nie wysycha szybko. Dzięki substancji, która nadaje mu przyjemny miętowy kolor oraz zapach, posiada wydłużony czas przydatności do zużycia. Pomimo swojego koloru, nie barwi papieru. Po nałożeniu potrzebuje nieco więcej czasu by wyschnąć, ale nie uważam aby był to duży mankament.
Z przyjemnością jestem skłonna polecić ten płyn każdemu, jednak zdaję sobie sprawę, że każdy z Was dobrze zna swój system pracy i wie jak często sięga po płyn maskujący. Tak więc, biorąc pod uwagę różnice w upodobaniach, polecam "miętówki" szczególnie tym, którzy malują akwarelami bardzo rzadko. Tym, którzy malują akwarelą na co dzień, śmiało polecam tradycyjne rozwiązanie. Decyzję jednak pozostawiam Wam.
Tak czy siak, oba rodzaje płynów spełniają swoją rolę i jak najbardziej nadają się do pracy z akwarelami. A gdybyście byli zainteresowani zakupem, poniżej podlinkowałam wyżej omawiane produkty. W tym blok akwarelowy Clairefontaine.
Tak czy siak, oba rodzaje płynów spełniają swoją rolę i jak najbardziej nadają się do pracy z akwarelami. A gdybyście byli zainteresowani zakupem, poniżej podlinkowałam wyżej omawiane produkty. W tym blok akwarelowy Clairefontaine.
Uuu. Jeszcze nie słyszałam o takim płynie :) akurat mi by się przydał bo zawsze jak maluje akwarelami to robię multum plam xd
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że mogłam pomóc w tak prosty sposób ;)
UsuńWitaj, mogę prosić Cię o radę?
OdpowiedzUsuńOtóż, chciałbym zakupić ten dosyć duży zestaw artystyczny z Lidla oraz zestaw węgielków. Czy opłaca się go kupować, bo razem wyniesie to około 180 zł.
Kiedyś rysowałem, lecz miałem dosyć dużą przerwę i chciałbym znów powrócić do rysunku. Sądzę,że na razie nie ma sensu kupować droższych przyborów i czy taki zestaw wystarczy? Mam pewne wątpliwości, no bo w sumie to zestaw z marketu i boję się że nie jest najlepszej jakości. Nie mam też jakichś specjalnych wymagań, lecz nie chcę wydać tych pieniędzy na coś, czym nie da się rysować...
Z góry dziękuję za odpowiedź ;)
Nie wiem co jest dokładnie w tym zestawie? Ogólnie uważam, że zestawy z Lidla nie są najgorsze, natomiast wszystko zależy czego potrzebujesz? Bo może taniej wyjdzie kupić lepszej jakości produkty ale konkretne, z których będziesz korzystać ? Czasem w takich zestawach są rzeczy, z których w ogóle nie korzystamy dlatego taka moja sugestia. :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam, do czasu :D
UsuńJaki miałaś płyn? Ja miałam tak za każdym razem, więc albo miałam pecha albo porostu panie w sklepie plastycznym sprzedawały mi już przeterminowane.... ? I po pierwszym otwarciu potem to wszystko było tylko kwestią czasu. :)
Staram się nadrobić zaległości w necie i przez przypadek skasowałam komentarz :(
OdpowiedzUsuń/usunięty tekst< Bardzo ciekawy tekst, zawsze wydawało mi się że wszystkie płyny maskujące trącają amoniakiem, a tu taka niespodzianka :) Będę musiała kiedyś sobie sprawić takie maleństwo.
Trochę się zdziwiłam czytając o Twoich problemach z zwykłymi płynami. Mam swój kilka lat i nie miałam z nim żadnych kłopotów. >/
Mam płyn firmy Marimeri zielonkawo-mleczny. Jeśli się nie mylę mam go z 5 lat. Jeśli miałyby jakieś terminy przydatności to mój chybaby był przeterminowany dość dawno, w każdym razie coś powinno być na opakowaniu napisane a nic nie ma, przynajmniej u mnie.
A może chodzi tu o zbyt długi kontakt z powietrzem?
Jeśli używam płynu maskującego to najczęściej przelewam go na zakrętkę od butelki wody mineralnej, jakąś małą ilość, a butelkę z płynem zakręcam.
A widzisz jest zielonkawy! To pewnie dlatego tak długo wytrzymał. Być może ma podobny dodatek jak Campus, choć może nie mieć zapachu.
UsuńJa nakładam bezpośrednio z buteleczki. :) Chyba, że mam bardzo dużą przestrzeń do pokrycia - wtedy odlewam tak jak Ty ;)
nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Zażyczę sobie na urodziny :)
OdpowiedzUsuńIstnieje, istnieje i jest niezwykle przydatne :) Polecam! ;)
Usuń