Wreszcie udało mi się wypróbować kredki, które już od dawna przerastały mnie cenowo. Wiele o nich słyszałam - sporo mitów i legend, które miałam ochotę rozwiać, jednak udało mi się tego dokonać dopiero niedawno. Któregoś dnia znalazłam małe opakowanie, ale wstrzymałam się z jego zakupem licząc, że trafi się lepsza okazja cenowa i tak też się stało! Zgłosiła się do mnie pewna miła osoba i zaoferowała, że sprzeda mi zestaw 72 sztuk w niezwykle okazyjnej cenie. Kredki oczywiście były używane, jednak dla mnie do przeprowadzenia testu oraz wypróbowania produktu, nie stanowiło to problemu. No i tak oto mogę teraz napisać tą recenzję i podzielić się z Wami swoimi wrażeniami na temat kredek Prismacolor Premier.
Opakowanie i zawartość
Zestaw który kupiłam, posiadał wszystkie oryginalne kolory, dzięki czemu mogę zaprezentować go z czystym sumieniem i w zgodzie z oryginalną kolorystyką. Opakowanie również jest oryginalne, metalowe, składające się z dwóch części. Wieko jak widać nie jest łączone z podstawą, co bardzo mi odpowiada. Wymiary pudełka wynoszą 20,5 x 21 cm. Jego grubość liczy 3 cm. Jak do tej pory to moje najgrubsze pudełko z kredkami. Opakowanie jest ładnie zaprojektowane - czarne z domieszką wielokolorowej grafiki pokrytej lakierem wybiórczym, dzięki czemu mamy połączenie matu z połyskiem. Całkiem fajne rozwiązanie. Wewnątrz znajdują się 72 kredki umieszone na trzech plastikowych podstawkach. Niestety nie wiem czy kredki są ułożone tak, jak to widać na zdjęciu. Mając używany zestaw ułożyłam je podług własnego gustu. Ostatecznie nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ najważniejsze jest to, że wszystkie kolory zgadzają się z numeracją umieszczoną na opakowaniu, o czym zaraz będę pisać. Plastikowe podstawki bardzo wygodnie się wyciąga ze środka, ponieważ mają wgłębienia od góry, które w tym pomagają. Wystarczy podhaczyć palcem, opierając podstawkę o brzeg pudełka.
Kolorystyka
Same kolory prezentują się bardzo ładnie. Są intensywne i nasycone. Do tego zresztą nie miałam żadnych wątpliwości. Tak drogie kredki powinny "promieniować" klasą kolorystyczną. Próbki wykonałam według ułożenia w podstawkach ( na zdjęciu powyżej ), więc można sobie je porównać. Myślę jednak, że od następnej recenzji zacznę numerować kolory abyście mogli je łatwiej znaleźć i zestawić z odpowiednią kredką.
W związku z tym, że kredki Prismacolor są dostępne na sztuki, wklejam dla Was zdjęcie kolorystyki z opakowania, na której znajdziecie dodatkowo wszystkie niezbędne numery znajdujące się w zestawie 72. Zdjęcie obok jest małe, ale można je powiększyć aby zorientować się w temacie.
Naturalnie nie byłabym sobą gdybym nie sprawdziła Derwent Drawing jako białej dominującej. Niestety, w związku z tym, że kredki Prismacolor mają specyficzny grafit, Derwent Drawing nie chciała zbytnio współpracować. Myślę, że w tym przypadku winić można nie tyle inny skład, ale konsystencję grafitów. Jak wiecie, do tej pory Derwent Drawing sprawdzała mi się w przypadku każdych kredek, a każde z nich miały nieco inne składy, ponieważ pochodziły od innych producentów.
Czarna kredka daje bardzo ładną, głęboką czerń. Niestety pojawił się jeden problem, o którym będę musiała wspomnieć podczas omawiania pracy z kredkami i dotyczy on właśnie czarnej kredki. Myślę, że to ważne szczególnie dla ostatecznego efektu w rysunku.
Charakterystyka
Czubki są naostrzone, ale według mnie niewystarczająco i trochę wyglądają topornie. Zakończenie kredek jest płasko ścięte bez żadnego eleganckiego zakończenia.
Naturalnie są to moje osobiste odczucia. Tak na prawdę to nie wygląd się liczy tylko sama zawartość, więc wydaje mi się, że powinnam wreszcie przejść to najważniejszej rzeczy - pracy z kredkami.
Woskowe czy Olejne?
Czasem, gdy rysowałam kredkami Prismacolor miałam wrażenie, że rysuję pastelami olejnymi. Grafity zachowywały się bardzo podobnie pod względem konsystencji oraz techniki rysowania, choć w porównaniu z pastelowymi sztyftami kredki są o wiele bardziej precyzyjne. Żałuję, że na stronie producenta nie znalazłam żadnych informacji dotyczących tego, czy są na bazie wosku, czy oleju. To by mi bardzo ułatwiło ich ocenę i pomogło zrozumieć ich charakter, a także sposób działania.
Kredki Prismacolor mają tłustą konsystencję, dlatego też w ich przypadku korekta gumką może być utrudniona, ale nie jest niemożliwa. Szczególnie trudno się je koryguje, gdy nałożonych jest sporo warstw.
Na filmie obok- pierwsze to kredki woskowe Arteza, drugie to kredki Prismacolor. W obu przypadkach można usunąć grafit, ale przy Prismacolorach kredki delikatnie się rozmazują wraz z gumką, a im więcej warstw tym bardziej znacząco zachodzi ten proces.
Praca z kredkami
Bardzo fajną rzeczą w przypadku tych kredek jest możliwość kładzenia jasnych kolorów na ciemne z wyraźnym efektem wizualnym. Co prawda efekt nie będzie piorunujący, ale zawsze lepszy niż w przypadku przeciętnych kredek ołówkowych i sądzę, że to spora przewaga dla Prismacolorów. O kolorach już pisałam wcześniej, ale jeszcze raz muszę nawiązać do tej kwestii. Pomimo, że czarna kredka daje ładny, intensywny odcień ma tendencję do płowienia. Nie wiem dlaczego, być może jest to spowodowane kolorem, który zastosowałam pod spód i wszedł on w jakąś reakcję chemiczną z czernią? Tak, czy siak, całą powierzchnię musiałam poprawiać czernią drugi raz.
Na zdjęciu ( tam gdzie grafit kredki ) widać różnicę. Strona po prawej to świeżo położona czerń, strona po lewej to ta wypłowiała. I tu zaskoczę Was po raz drugi. Przy Polycolorach ostatnio dzieje mi się to samo. Czerń płowieje, szczególnie gdy nałożę ją na kolory niebieskie. Nie wiem dlaczego i czym to jest spowodowane.
Mile zaskoczyła mnie również biel. W przypadku kredek Prismacolors nie musiałam używać kredki zastępczej, ale o tym wspomniałam już wcześniej. W zasadzie tym razem używałam tylko i wyłącznie białej kredki z zestawu. Z ciekawości wypróbowałam białej Derwent Drawing, ale nie chciała za bardzo współpracować, więc zaniechałam dalszych prób.
Ostrzenie
Podsumowanie
Kredki posiadają specyficzny zapach, który również odczuwalny jest na rysunku. Kredki te bardzo dobrze pracują z warstwami i przy każdej z nich pracują tak samo, bez żadnych utrudnień. Niestety ze względu na miękki grafit kruszą i pylą podczas rysowania, co może przeszkadzać i irytować tym bardziej, że pyłki te kleją się do podłoża i trudno jest je usunąć.
Nie wiem, czy będą to moje ulubione kredki, bo jednak wolę nieco twardsze grafity, ale z pewnością w przyszłości do nich wrócę ponieważ sądzę, że są na prawdę ciekawe i można szybko nimi wypełnić duże powierzchnie. Dla osób, które planują ich zakup, jedyne czego mogę współczuć to kosztów jakie trzeba ponieść aby mieć jakiś konkretny zestaw, bo kredki nie należą do tanich. Zestaw, który posiadam kosztuje teraz około 400 zł, więc gdybym miała kupować to wolałabym zainwestować w coś, co szybko się nie zużyje. Jeżeli natomiast kogoś stać, to nie widzę przeszkód aby nie zaszaleć. Kredki same w sobie są ciekawe i dosyć egzotyczne na kredkowym rynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz